'

W styczniu 2016 r. Minister­stwo Spraw Wewnętrznych i Administarcji, w odpowiedzi na pytania zgłoszone przez Zarząd Gówny Niezależnego Samo­rządnego Związku Zawodo­wego Policjantów, związane z sygnałami o planowanych kolej­nych zmianach w ustawie eme­rytalnej służb mundurowych, oficjalnie odpowiedziało, że ministerstwo oraz rząd "nie pro­wadzą i nie planują prowadzić żadnych prac nad zmianami w ustawie emerytalnej funkcjona­riuszy policji i innych służb mundurowych". Zwracam szczegól­ną uwagę na słowa "i nie planują prowadzić żadnych prac".

Ile są one warte dowiedzieliśmy się 12.07. br. na konferencji praso­wej kierownictwa tego resortu, podczas której minister Ma­riusz Błaszczak poinformował o skierowaniu pod obrady rządu projektu ustawy dotyczącej ob­niżenia wysokości świadczeń emerytalnych i rentowych by­łym funkcjonariuszom orga­nów bezpieczeństwa państwa oraz osób, które poza służbą w organach bezpieczeństwa pań­stwa w latach 1944-1990 pełniły także czynną służbę wojskową. Jak poinformował pan minister, proponowane zmiany obejmą około 32 tysięcy osób i przynio­są oszczędności budżetowe w granicach ok. 135 mln zł rocznie.

Na marginesie wspomnę tylko, że rocznie z budżetu (w różnej formie) na utrzymanie Kościoła Katolickiego wypływa 1 mld 800 mil zł, co jak byk wy­nika z ministerialnych statystyk. Również tylko na marginesie wspomnę, że na kwotę tą skła­dają się podatki płacone przez obywateli III RP. Także tych, któ­rzy wyznają inną niż katolicka religię, są ateistami, oraz służyli w organach bezpieczeństwa państwa i w polskim wojsku w latach 1944-1990.

Nigdy nie byłem funkcjona­riuszem tej formacji (aczkolwiek w marcu 1980 roku miałem taką propozycję) i w zasadzie mógł­bym przejść obok tego obojęt­nie. Ale nie mogę i to aż z dwóch powodów. Po pierwsze: tego ro­dzaju majstrowanie przy mun­durowych emeryturach (sygnał dała Platforma Obywatelska ustawą dezubekizacyjną z 2009 roku) jest zwykłym draństwem i - nie obawiam się użyć tego określenia - oszustwem. Jest zamachem na konstytucyjny ład demokratycznego państwa, które w ustawie zasadniczej zagwarantowało wszystkim obywatelom nienaruszalność praw słusznie nabytych, a także zakazuje stosowania odpowie­dzialności zbiorowej. I te wszyst­kie gwarancje zostały przez PO i Trybunał Konstytucyjny już raz złamane. Teraz łamane mają być po raz kolejny, czego usprawie­dliwieniem ma być tzw. spra­wiedliwość dziejowa (słowa wiceministra MSWiA  J.Zieliń­skiego w TV Republika i ministra M.Błaszczaka na konferencji pra­sowej 12.07.br.), czyli wyświech­tany slogan, jakim w przeszłości z lubością posługiwali się rosyj­scy bolszewicy z tow. Leninem i Stalinem na czele. Po drugie: obniżenie emerytur nie dotyczy w zasadzie byłych funkcjonariu­szy organów bezpieczeństwa, ale emerytowanych funkcjo­nariuszy policji (i innych służb mundurowych III RP). Byli nimi funkcjonariusze SB, którzy w 1990 roku zostali zweryfikowa­ni przez speckomisje powołane przez NSZZ Solidarność. Komi­sje te uznały wówczas, że w toku dotychczasowej służby nie do­puścili się naruszenia prawa, wy­konywali swoje obowiązki służ­bowe w sposób nie naruszający praw i godności innych osób i nie wykorzystywali stanowiska służbowego do celów pozasłuż­bowych. Bo takie były warunki dla pozytywnej weryfikacji. Za co więc mają być dziś karani, kiedy po sumiennym, pełnym poświecenia przepracowaniu wielu lat odeszli na emeryturę?

Moim zdaniem mają być ukarani dlatego, że dzisiejsi decydenci obawiając się, że zabraknie na chleb, chcą ich kosztem urządzić gawiedzi igrzyska. Aby igrzyska te mogły trwać, opowiada się rzeczonej gawiedzi (pamiętam słowa Jac­ka Kurskiego, że "ciemny lud wszystko kupi"), o esbeckich emeryturach rzędu 20 tys. zł miesięcznie. Emeryturę - zgod­nie z przepisami - w wysokości 18 tys. zł otrzymuje np. gen. Krzysztof Klimek - były szef Biu­ra Ochrony Rządu i być może jeszcze tylko kilku generałów z wojska, policji, czy ABW. Dla przykładu podam, że arcybi­skup Sławoj Głodź, pobiera ko­ścielną pensję w wysokości ok. 4,5 tys zł miesięcznie, a do tego ma aż 10 tys. zł miesięcznie tzw. mundurowej emerytury za 13 lat służby w wojsku. Czyli zgod­nie z prawem nie nabył w ogóle uprawnień emerytalnych. A emerytowani funkcjonariusze policji i innych służb mundu­rowych? Wystarczy zajrzeć w dane Zakładu Emerytalno--Rentowego MSW (ZER), aby dowiedzieć się, że najniższa tzw. esbecka emerytura wyno­si obecnie 440,23 zł, a średnia 2538,89zł. Są to emerytury przy­znane do połowy 1990 r. i z tych emerytur nie ma już za bardzo co zabierać, więc dlatego teraz będą obniżyć emerytury poli­cyjne funkcjonariuszom, którzy odeszli na emerytury po tym okresie, a mieli jakieś epizody w organach bezpieczeństwa pań­stwa (m.in. SB, WSW, zwiadzie WOP) i to ich rząd po prostu, najnormalniej w świecie skroi. Ale nie tylko o takich chodzi.

Ustawa dotyczy funkcjona­riuszy pobierających emerytury, czyli tych, którzy od 1990 roku do 2016 służyli w demokra­tycznym ponoć państwie. Na­tomiast nikt nie ruszy emerytur tych byłych funkcjonariuszy SB, którzy w 1990 nie zostali zwery­fikowani (nie spełnili warunków) i po przejściu "do cywila" podjęli pracę w różnych instytucjach, przedsiębiorstwach lub na wła­snym rozrachunku. Wszyscy oni zapewnili sobie (własną pracą) godziwą płacę i dziś pobierają emerytury i renty, w których okres służby w SB traktowany jest jako lata składkowe we­dług przepisów ZUS. I oni teraz mogą śmiać się z tych swoich kolegów, którzy przez wiele lat uczciwie i z poświeceniem (np. ratowali amerykańskich dyplo­matów w czasie rewolucji w Ira­nie) ojczyźnie służyli.

Kolejny raz prawica złamie podstawowe zasady demokra­cji, aby zemścić się na Polakach, którzy służyli Polsce w latach istnienia innego systemu po­litycznego. Zainteresowanych odsyłam do art. 81 ustawy z 11.12.1923 roku o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonarjuszów państwowych i zawodowych wojskowych (pisownia oryginal­na), w którym Rzeczpospolita gwarantuje byłym funkcjona­riuszom i wojskowym państw zaborczych, zaliczenie w całości okresu tamtej służby do wysługi emerytalnej. Tak właśnie działa demokracja, której ludzie nad-prezesa III RP Jarosława mają pełne usta. Osobiście byłym tzw. esbekom radzę, aby zwró­cili się o pomoc do przewodni­czącego ChRL, szefa chińskich komunistów, z którymi nie tylko były prezydent Komorowski, ale i obecny A.Duda umowy o współpracy zawierał. Jakoś im chiński komunizm w zębach nie zgrzyta. Może wzorem rzą­du hiszpańskiego, który - przed polską prawicą - wziął w obronę polskich kombatantów wojny domowej w Hiszpanii, komu­nistyczny rząd ChRL zwróci się z prośbą do rządu III RP, aby szanował własną konstytucję i funkcjonariuszy, którzy nie rzą­dom, ale Ojczyźnie służą. Więcej na mojej stronie: www.janusz--bartkiewicz.eu.

Jego upowszechnienie następuje za zgodą autora oraz redaktora naczelnego DB2010.plDB 2010 nr 27 (299) z 14.07.2016 r

Od Redakcji:

ps. Wg.naszych ustaleń emerytura gen. Krzysztofa Klimka to suma około 7800 zł netto /czyli 11100 zł brutto, stanowiące 75 procent dotychczasowego wynagrodzenia, najniższego spośród szefów pozostałych służb III RP/.


ANEKS od Autora (2016-07-15) :

W felietonie w DB2010 dotyczącym projektu kolejnych zmian ustawy o emeryturach mundurowych podałem, że emeryturę w wysokości 18 tys. zł otrzymuje gen. Krzysztof Klimek b. szef Biura Ochrony Rządu, co oparłem na informacjach, jakie znalazłem w Necie. Zdaję sobie sprawę, że w Internecie krąży olbrzymia ilość rożnych głupot, przeinaczeń i zwykłych kłamstw i dlatego przepraszam wszystkich PT Czytelników, że ich w błąd wprowadziłem. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, iż musiałem się śpieszyć, aby zdążyć z wysłaniem tekstu do Redakcji, by mógł się w czwartkowym wydaniu DB 2010 pojawić.

Ta oczywista nieprawda nie uszła uwadze członkom stowarzyszenia Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa, którzy zwrócili mi uwagę, że w istocie gen. K. Klimek, pozostając w służbie, otrzymywał wynagrodzeni (brutto) w wysokości 11 100 zł, a więc żadnym sposobem jego emerytura nie może osiągać wysokości jaką podałem. Biorąc pod uwagę, że otrzymuje 75 % tego, co zarabiał, jego emerytura wynosi więc faktycznie 7800 zł. Ponadto emerytury przekraczające kwoty kilkunastu tysięcy zł uzyskują w zasadzie tylko ci najwyżsi rangą oficerowie, którzy po 25 latach służby przechodzą w stan spoczynku. Każdy zatem łatwo sobie może wyliczyć, że akurat oni nie mają w swych życiorysach okresów służby organach bezpieczeństwa państwa z czasów PRL. To sam kwiat tzw. "solidarnościowego" zaciągu, który od 1990 roku pojawił się w tych organach i zaczął coraz bardziej odgrywać w nim znaczącą rolę. Niekiedy bardzo znaczącą, ale dla organów tych niesamowicie szkodliwą. Te ich emerytury nie są niczym dziwnym, albowiem oparte są na obowiązujących w tej materii przepisach prawa. Zresztą tych samych, które regulują emerytury tych funkcjonariuszy, którzy do służby wstąpili przed rokiem 1989.

Jeżeli chodzi o tych z "peerelowską skazą", to bez zdziwienia muszę stwierdzić, że bajki o ich horrendalnie wysokich emeryturach rozsiewane są prawdopodobnie przez jakiś pisowski wydział propagandy. Być może umiejscowiony gdzieś w MSWiA. Pamiętam, jak w latach 80-tych XX wieku w narodzie krążyły podobne opowieści o takich samych horrendalnie wysokich zarobkach funkcjonariuszy MO, których zasiłki rodzinne miały być wyższe, niż na ten przykład pensja nauczyciela. Wiem coś na ten temat, bo taki zarzut postawiła mi wówczas moja siostra Bożena, która była nauczycielką historii (po studiach historycznych na Uniwersytecie Wrocławskim, wtedy im. B. Bieruta) w technikum Rolniczym w Mokrzeszowie (koło Świebodzic). Kiedy pokazałem jej mój tzw. pasek, to aż na chwilę zamilkła ze zdziwienia. W listopadzie 1987 roku jako porucznik MO zarabiałem netto 30550 zł, w tym 1300 zł dodatku rodzinnego, który, co łatwo wyliczyć, stanowił jednie 4,25% mojego wynagrodzenia. Okazało się, że jej dodatek, jaki otrzymywała w szkole, był wyższy od mojego. Niezbyt wyższy, ale jednak wyższy.

Obecnie - od 2009 roku - prawicowi decydenci szczują społeczeństwo na tych funkcjonariuszy, którzy po roku 1989 zostali w służbie i wykonywali przekazane im obowiązki najlepiej jak potrafili. A byli to w zdecydowanej większości wysokiej klasy fachowcy, doświadczeni i dobrze zorganizowani. Ogółem więc - w 1990 roku - spośród 14.038 funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, pozytywnie zaopiniowano 10.439 i to z nimi nowa władza zawarła umowę, która polegała na tym, że za służbę dla Polski (przed i po 1989 roku), w momencie przejścia na emeryturę, będą otrzymywali ją w wysokości, jaką najwyższy organ władzy, czyli sejm, uchwali w stosownej ustawie. I ustawa ta będzie dotyczyła wszystkich funkcjonariuszy, niezależnie od daty przystąpienia do służby. Dzisiejsi emeryci służb mundurowych, ci sprzed 1989 roku, obowiązek swój wypełnili z honorem, czego nie można powiedzieć o władzy. Każdy, kto łamie zawartą umowę, posługując się na dodatek kłamstwem wynikającym z niskich pobudek (dzisiejsi decydenci chcą emerytury obniżyć ze zwykłej zemsty, opartej na chorym przekonaniu, że w czasach PRL wszyscy mundurowi służyli nie Polsce, tylko ZSRR), jest po prostu kimś niehonorowym. Przedwojenny Kodeks Bohdziewicza odbierał takim "zdolność honorową", a każdy honorowy oficer i obywatel nawet ręki komuś takiemu nie podał. Ale to było w II RP. Szkoda, że w III RP pojęcie honoru jest decydentom nieznane i co mnie jakoś nie dziwi, dotyczy to w zdecydowanej większości polityków z prawej strony. A tak na marginesie. Komu służą mundurowi dzisiejsi? Stanom Zjednoczonym i NATO?

Najsmutniejsze jest to, że gros uzyskanych oszczędności (11 milionów rocznie) pochodzić będzie z obniżonych rent inwalidzkich i rodzinnych, a więc ukradzionych najsłabszym. Zwłaszcza zadziwiające jest to, że dzisiejsza władza chce oszczędzać kosztem dzieci zmarłych funkcjonariuszy, a więc kosztem osób, których w czasach PRL chyba jeszcze na świecie nie było. Komu więc mogli wówczas zaszkodzić panie ministrze Błaszczak i Zieliński? Panie prezydencie Andrzeju Dudo i panie nad prezesie III RP Jarosławie?

Minister Mariusz Błaszczak: Oszczędności miesięczne dla budżetu państwa, to ponad 11 milionów złotych, rocznie ponad 135 milionów złotych. W naszym przekonaniu jest to sprawiedliwe rozwiązanie. Najwyższa emerytura nie może przekraczać wysokości przeciętnej emerytury z ZUS, a więc kwoty 2131 złotych, a najwyższa renta, nie może przekraczać renty z ZUS, a więc 1610 złotych. Na te ustawę czekaliśmy bardzo długo. Naprawiamy to, co zostało zepsute przez lata.

Trzymamy Pana za słowo i kiedy będzie Pan odchodził na emeryturę bądź rentą, sprawdzimy ile sobie Pan naliczy. A naliczy zapewne nie gorzej niż generałowi Głodziowi, który aby się nie zagłodził dostał na dzień dobry 10 tys. zł emerytury, chociaż nie miał do niej prawa.

Psychologowie twierdzą, że skłonność do zemsty mają ludzie z niską samooceną, charakteryzujący się większą skłonnością do zachowań odwetowych. Ludzie ci częściej wchodzą w zachowania rywalizacyjne, są chorobliwie ambitni, agresywni i wrodzy wobec innych. Postrzegają otoczenie jako im zagrażające i żyją w nieustannej reakcji alarmowej. Są bez przerwy niezadowoleni, drażliwi i po prostu słabi. A ja z własnego doświadczenia wiem, że ludzie słabi są najgroźniejsi, bo objawiając się wszystkiego, są skłonni do zdrady i atakowania zza węgła.

Janusz Bartkiewicz, 15.07.2016 r.