Czy każda współpraca ze służbami bezpieczeństwa PRL jest - jak utrzymują lustratorzy - hańbiąca i winna skutkować społecznym potępieniem, a niekiedy i utratą stanowiska? Czy zawsze pozostawała poza obszarem dobra społecznego i ogólnie uznawanych wartości?
Jako były oficer cywilnego kontrwywiadu z lat 1968-1998 odpowiem, że całkowite deprecjonowanie współpracy, bez uwzględnienia rodzajów służb i historyczno-politycznych zróżnicowań czasów PRL, jest niesłuszne.
O ile bowiem w latach 1945-1956 w relacjach ze społeczeństwem cała Służba Bezpieczeństwa stosowała groźby i wymuszanie, o tyle w kolejnych dziesięcioleciach w stosunkach tych coraz bardziej dominował racjonalny dialog z możliwością odmawiania współpracy, bez żadnych negatywnych konsekwencji.
Departament I - Wywiad i Departament II - Kontrwywiad, skoncentrowały swoją działalność na zwalczaniu zagrożeń godzących w bezpieczeństwo i obronność państwa. Za zwalczanie antysocjalistycznego myślenia i organizacji opozycyjnych odpowiedzialny był Departament III, natomiast departament IV zwalczał działalność Kościoła. Ochroną socjalistycznej gospodarki zajmowały się jeszcze inne departamenty MSW.
Wszystkie służby miały prawo pozyskiwać agenturę, ale cele i zadania agentów były zasadniczo różne, stosownie do specyfiki pionów.
Kontrwywiad i wywiad budowały swoje źródła w obszarze spraw związanych bezpośrednio z bezpieczeństwem i obronnością państwa i w latach. 1970-1990 nie napotykały w zasadzie na kategoryczne odmowy.
Potrzeby pozyskiwania informacji wzmacniających obronno-technologiczny potencjał Polski i przeciwdziałanie obcym penetracjom wywiadowczym były na tyle oczywiste, że współpracowników pozyskiwano głównie na podstawie dobrowolnej współodpowiedzialności za bezpieczeństwo państwa. Kwestia stosunku do ustroju nie odgrywała większej roli, a przypadki zdecydowanej wrogości i niechęci do służby prawie się nie zdarzały. Istotne były natomiast realne i subiektywne możliwości operacyjne, posiadanie (bądź nie) predyspozycji psychicznych, subiektywna ocena zagrożeń dla własnych życiowych spraw, gwarancja bezpieczeństwa i konspiracji oraz zaufanie do służby.
Z zaufaniem do służby kontrwywiadu nie było tak źle, skoro zdarzało się, że nawet ludzie pokrzywdzeni przez władzę w latach pięćdziesiątych i odmawiający wówczas współpracy potrafili zdobyć się na pomoc kontrwywiadowi w latach 70. Zmieniło się bowiem pokolenie oficerów, odstąpiono od zastraszania, a sama służba miała społeczną akceptację. Nie było więc potrzeby werbowania na siłę i uciekania się do przemocy, tym bardziej że tak zawiązana współpraca nie przyniosłaby na gruncie kontrwywiadu czy wywiadu żadnych efektów. Nie było tu oprawców, nie było ofiar.
Duża baza agenturalna i profesjonalizm kadry stały się podstawą znaczących sukcesów kontrwywiadu i wywiadu w latach 1960-1990. Z powodzeniem przejmowano przesyłki
wywiadowcze z wyposażeniem szpiegowskim, odczytywano tajnopisy, dekonspirowano groźnych agentów, szybko identyfikowano oficerów wywiadu w składzie personelu dyplomatycznego. Wielu z nich zatrzymano w trakcie wykonywania przestępczych operacji wywiadowczych.
Dobrze były rozpoznane metody werbowania obywateli polskich, kanały łączności i zapotrzebowania wywiadowcze na Polskę. Docierano do źródłowych materiałów, określających stan rozpoznania i prognozy rozwoju sytuacji w naszym kraju. Dysponowano też dobrym rozpoznaniem środowisk stanowiących dogodne źródła informacyjne dla przeciwnika. Czy to wszystko nie stanowi o specyfice i nie reżimowym działaniu wywiadu i kontrwywiadu?
Przeciwnikiem były wówczas wywiady państw zachodnich, ale ich ówczesna działalność niewątpliwie godziła w bezpieczeństwo i obronność Polski. Zwalczanie tej działalności było dla polskich służb i ich agentury zajęciem godnym, ponadpolitycznym, potrzebnym państwu i społeczeństwu. Nie stanowiło przestępstwa i nie tłumiło dążeń wolnościowych. Sprzeczności z żadnym dobrem społecznym nie było. Współpraca agenturalna w zakresie działań kontrwywiadowczych nie powinna zatem powodować dla byłego "źródła" zagrożenia i społecznego potępienia.
Niezależnie od tego, ujawnianie źródeł wywiadu i kontrwywiadu to niespotykany PREZENT dla obcych służb, które normalnie wielkim nakładem sił i kosztów identyfikują obcą agenturę.
Były oczywiście ciemniejsze strony w działalności wywiadu i kontrwywiadu. Mieliśmy afery "Zalew" i "Żelazo", trafiali się oficerowie uciekający na Zachód. Ale takie wpadki zdarzały się każdym służbom, jak np. Amerykanom "Watergate" czy "Ames". Nie można także wykluczyć fragmentarycznego udziału w rozpoznawaniu opozycji, ale trzeba uwzględnić, iż służby wywiadu i kontrwywiadu pozostawały w strukturach tego samego MSW, co Departamenty III i IV i miały tego samego ministra. Trzeba wiedzieć i to; że doniosłe dla całej Europy przekształcenia ustrojowe w Polsce nie mogły pozostawać poza zainteresowaniem obcych służb wywiadowczych, co z kolei nie mogło być niedostrzeżone przez nasze służby wywiadu i kontrwywiadu. Mimo to problematyka opozycji nigdy nie stała się domeną wywiadu i kontrwywiadu i mogła zaistnieć jedynie na poboczach zainteresowań tych służb.
Uznaniem pozytywnej odrębności wywiadu i kontrwywiadu był fakt, iż w 1990 roku służby te, w odróżnienia od Departamentów III i IV MSW, nie zostały rozwiązane, a przeprowadzona w nich moralno-polityczna weryfikacja kadry umożliwiła zachowanie niezbędnego potencjału do budowy partnerstwa z nowymi sojusznikami.
Nowi partnerzy szybko podjęli z nami aktywną współpracę, mimo iż w polskiej kadrze wywiadu i kontrwywiadu znaleźli starych, ale zweryfikowanych i respektowanych "znajomych". Animozji nie było, zrozumienie i zaufanie między profesjonalistami szybko zrodziło sukcesy. Doświadczenie i dorobek z lat 1960-1990 przydały się. Bez nich, mimo szybkiego napływu młodej, zdolnej kadry, nie byłoby spektakularnych operacji polskiego wywiadu na Bliskim Wschodzie oraz zdemaskowania wywiadowczych działań rosyjskich oficerów w Polsce.
Tych pozytywów, z obszaru wywiadu i kontrwywiadu, nie da się przenieść na grunt Departamentu III i IV MSW. Mimo to należy uwzględnić, że w latach 1960-1990 wielu ludzi dostrzegało w socjalistycznej rzeczywistości również wartościowe elementy i wierzyło w możliwość lepszego jutra w warunkach istniejącego systemu. Umożliwiało to zawiązywanie współpracy z policją polityczną w oparciu o takie wartości jak: utrzymanie porządku publicznego, zapobieganie chaosowi i anarchii. Poczucie niegodności tej współpracy tak bardzo wówczas w powszechnej świadomości nie występowało. Tym bardziej że prawomocność służb bezpieczeństwa do ochrony systemu politycznego była bezsporna.
Takie postrzeganie służb i agenturalności uległo radykalnej zmianie dopiero po zetknięciu się z represjami stanu wojennego, a jeszcze bardziej po zamordowaniu księdza Popiełuszki.
W rozliczaniu PRL-owskich służb specjalnych nie może być żadnej tolerancji w żadnym przypadku łamania prawa, stosowania przemocy i krzywdzących wyroków. Ale też całościowe uznanie służb specjalnych za formację przestępczą i wszystkich funkcjonariuszy za oprawców będzie się kojarzyć jedynie z zemstą polityczną.
Należy też pamiętać, że rola tajnego współpracownika w działaniach tych służb była i nadal jest ogromna. Mimo rozwoju techniki wywiadowczej, pozostanie on głównym graczem w rozgrywkach tajnych służb specjalnych.
Wszelki brak obiektywizmu w rozliczaniu agenturalnej przeszłości będzie miał negatywny wpływ na obecny i przyszły potencjał służby, a tym samym na poziom zabezpieczenia ważnych interesów Polski.
ANGORA nr 6 (2007-02-11)
ANDRZEJ KAPKOWSKI, Warszawa