Aktualnośći

Pierwszy fragment książki Partnerzy Początek

Partnerzy Początek

Robert Michniewicz

Fragment 1.

 

Godzina 11.40

Warszawa. Agencja Wywiadu

 

– Pani Danusiu, proszę jeszcze raz sprawdzić, czy szef Marecki pamięta o naszym spotkaniu. – Podpułkownik Andrzej Kołecki, naczelnik Wydziału Rosyjskiego, przymilnie uśmiechnął się do kobiety w średnim wieku siedzącej za dużym biurkiem uloko­wanym pod oknem. Danuta Styś, wszechwładna asystentka prowadząca sekretariat szefa AW, czyli Agencji Wywiadu i jego zastępcy do spraw operacyjnych, na korytarzu nazywana była „sierżantem grupy spadochroniarzy”, którzy pół roku wcześniej wylądowali na Miłobędzkiej w związku z kolejną zmianą kie­rownictwa Agencji. Według plotek Styś towarzyszyła obecne­mu szefowi AW od 2006 roku, kiedy ściągnął ją z administracji jednej z warszawskich spółdzielni mieszkaniowych do Straży Miejskiej, gdzie Henryk Gliniecki został nowym zastępcą ko­mendanta. Poznała różne służby specjalne, gdy Gliniecki pełnił obowiązki w ABW, to jest Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrz­nego oraz w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, i po krótkiej przerwie w jednej z firm energetycznych w końcu został prze­niesiony do Agencji Wywiadu.

– Szanowny panie, chyba nie wątpi pan w pamięć pułkow­nika Mareckiego? – Krytyczne spojrzenie asystentki spowo­dowało, że Kołecki zajął poprzednią wyczekującą pozycję na krześle. Cicho wypuszczone powietrze świadczyło o tym, że zrezygnował z ciętej riposty.

Towarzysząca swojemu przełożonemu porucznik Barbara Szymańska, zwana przez kolegów „Baszką” – tak jak popular­na na jej rodzinnych Kaszubach gra karciana – ukryła grymas zdenerwowania za szybko podniesioną teczką z materiałami. „Matko Boska, pomóż nam”, pomyślała. Już czterdzieści minut siedzieli w sekretariacie w oczekiwaniu na spotkanie z zastępcą szefa do spraw operacyjnych. Gdy zameldowali się o jedenastej, usłyszeli, że zaraz zostaną przyjęci.

Szymańska z niepokojem analizowała w pamięci czynności, jakie powinna jeszcze wykonać przed wylotem do Kijowa. Wie­działa, że musi zdążyć ze wszystkim, bo od tego będzie zależeć sukces operacji, a może i jej życie. W sumie powinna być dum­na, że przełożeni wysyłali ją na pierwsze samodzielne spotkanie z ważnym agentem. Oczywiście miała trochę szczęścia, gdyż sprawę agenta prowadził tak naprawdę major Karol Popławski. „Baszka” współpracowała z Popławskim w jednym zespole już dwa lata. Po ukończeniu szkolenia w Ośrodku Kształcenia Kadr Wywiadowczych (OKKW) w Kiejkutach, zwanym przez wta­jemniczonych Lasem, od razu trafiła do Wydziału Rosyjskiego. Spodziewała się tego, gdyż z rodzicami spędziła dzieciństwo i młodość na placówkach dyplomatycznych, najpierw w Łotwie, następnie w Ukrainie i w końcu w Rosji. Ukończenie Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Moskiewskiego potwierdziło jej zdolności językowe. Opanowała główne języki funkcjonujące w krajach powstałych po rozpadzie ZSRR. Trafiła również na fakultet języka arabskiego, którego opanowanie potraktowała jako wyzwanie osobiste. Tę rywalizację zakończyła pełnym sukcesem. W zakresie poznawania języków obcych była nie­nasycona, dlatego bez problemu posiadła także znajomość an­gielskiego i francuskiego. Właśnie biegłość w zakresie dwóch ostatnich języków trochę ją niepokoiła, gdyż decyzje kierow­nictwa Agencji były często niezrozumiałe. Znała przykłady oficerów władających językami wschodnimi, wysyłanych na placówki do Niemiec czy Hiszpanii. Szczęśliwie jej to nie spot­kało. Współpraca z Karolem Popławskim, po trudnym okresie docierania się doświadczonego oficera operacyjnego i począt­kującej w zawodzie szpiega ambitnej dziewczyny, dała w końcu satysfakcjonujące rezultaty. Popławski przekonał się, że „Baszka” nie zamierza „wozić się na jego plecach” i jest gotowa wykonać wszelkie trudne lub nudne zadania. Kilka wyjazdów na spot­kania z agenturą ugruntowało wzajemne zaufanie. Kluczowa okazała się udana ucieczka z zasadzki w Helsinkach przygoto­wanej przez czterech oficerów rosyjskiej Służby Wywiadu Za­granicznego. Gdy bezpiecznie wylądowali w Warszawie, Karol w podzięce zaprosił Szymańską na kolację do Szwejka, gdzie oblali powrót znaczną ilością czarnej żubrówki.

 

 

Strona ZBFSOP w skrócie